poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział 2


Raleigh, Karolina Północna,USA


 Po 3 godzinach lotu byłam na miejscu. Szybko napisałam smsa do Camerona, że już jestem i poszłam po swoje bagaże. Trochę na nie czekałam a kiedy w końcu je znalazłam szybko je zdjęłam z taśmy.
Musiałam wyglądać trochę śmiesznie. Nastolatka stojąca z 4 wielkimi walizkami i dwoma sporymi torbami musi wyglądać trochę dziwnie.
- Camille! - usłyszałam krzyk, to na pewno Cameron. Odwróciłam się zobaczyłam biegnącego w moją stronę chłopaka. Od razu się na mnie rzucił.
- Boże jak ja się za tobą stęskniłem. Urosłaś? - spytał patrząc na mnie.
- Trochę, teraz mam równo metr 70. - odpowiedziałam. Kątem oka zauważyłam, że mama do nas podchodzi.
- Cześć kochanie. Boże jak ty wypiękniałaś! - krzyknęła uradowana i mnie przytuliła. Nie chciałam być nie miła, więc odwzajemniłam uścisk. - Koledzy Camerona nie dadzą Ci spokoju.
- Bez przesady. - nie przepadam za kompletami, zawsze mi się wydaje, że ktoś to mówi z przymusu.
- Mama ma rację, zresztą zazwyczaj siedzimy u nas w domu więc będziesz na nich skazana. - super, po prostu genialnie. Oby tylko nie byli jacyś niedorozwinięci. - To twoje bagaże?
- Tak. - odpowiedziałam. Każdy coś wziął i jakoś doszliśmy do samochodu. Szybko je wpakowaliśmy do środka i ruszyliśmy do mojego nowego domu.
- Idę dzisiaj do chłopaków. Chcesz iść ze mną? - spytał się Cameron.
- Raczej nie. Jestem już trochę zmęczona. Muszę się rozpakować i w ogóle. Innym razem. - odpowiedziałam. Wszystko było absolutną prawdą. Do tego muszę jeszcze poznać faceta mamy, trochę z nią pogadać i coś zjeść, bo jestem na maksa głodna.
- No trudno, ale następnym razem musisz ich poznać. Albo mam lepszy pomysł. Oni przyjdą jutro do nas. Nie będziesz musiała nigdzie iść. Co ty na to? - spytał.
- Niech będzie.
- Później zapoznam cię jeszcze z kilkoma dziewczynami żebyś nie czuła się samotna w towarzystwie samych facetów.
- Yhym.
20 minut później mama zaparkowała na podjeździe. Wysiedliśmy i zabraliśmy moje rzeczy. W środku czekał już na nas James. Od razu do mnie podszedł.
- Cześć, nie mieliśmy okazji się jeszcze poznać. James - powiedział i mnie przytulił.
- Hej, Camille.
- Julie dużo mi o tobie mówiła - powiedział przy czym spojrzał się na moją mamę i się do niej uśmiechnął.
- Mam nadzieje, że same dobre rzeczy.
- Ależ tak! Same dobre. - na pierwszy rzut oka wydaje się być spoko gościem, oby tak zostało.
- Mmmm pójdę do siebie, rozpakuje się i wezmę prysznic.
- Jasne idź, Cameron zaniósł twoje rzeczy do pokoju, mam nadzieje, że Ci się spodoba. - powiedziała mama. Ja się tylko uśmiechnęłam i poszłam na górę. Szybko znalazłam swoją sypialnie. Cameron siedział na moim łóżku i najwyraźniej na mnie czekał.
- I co sądzisz o Jamesie ? - spytał. Usiadłam obok niego i westchnęłam.
- Wydaje się byś fajny.
- Jest taki, przekonasz się jeszcze. A jak gotuje! Poezja!
- To myślę, że się do niego przekonam. - zaczęliśmy się śmiać.
- Wychodzę zaraz do chłopaków. Na pewno nie chcesz iść ze mną?
- Nie, mam jeszcze tyle roboty. - powiedziałam pokazując na walizki.
- No tak, chłopaki będą jutro gdzieś tak o 12, więc bądź gotowa.
- Ok. - pożegnałam się z nim i zajęłam się moimi rzeczami.
Dopiero teraz spojrzałam jak wygląda mój pokój. Ściany są kremowe, meble z ciemnego drewna, dwa duże okna. A co najważniejsze mam własną garderobę! Na całe szczęście bo nie wiem co bym zrobiła z tymi ubraniami, gdyby nie ta garderoba. Na 100% nie zmieściłyby się do szafy.
Spojrzałam na zegarek. 15. Ciekawe o której skończę. Otworzyłam wszystkie walizki i torby i zaczęłam je segregować. Wole mieć to poukładane, żeby nie szukać czegoś godzinami.
Po jakiś 20 minutach wszystko było posegregowane. Wyglądało to tak jakby tornado przeszło przez ten pokój. Zanim zaczęłam było czyściutko, ale teraz to wygląda okropnie.
No to do dzieła. Po kolei brałam każdą kupkę z ubraniami i brałam je do garderoby, tam je układałam na wieszakach lub na półkach.
Po dwóch godzinach byłam dopiero w połowie, a byłam już zmęczona. Ale dobrze wiedziałam, że jakbym poszła teraz spać to bym już tego nie skończyła, nie chciałoby mi się. Znalazłam w sobie jeszcze jakieś siły i to skończyłam. Tak więc po 19 poszłam do łazienki wziąć prysznic. Zimna woda to było to czego potrzebowałam. Przebrałam się, spięłam włosy w koka i poszłam do kuchni coś zjeść.
Przy kuchennym blacie stał James.
- Skończyłaś już? - spytał się.
- Mmmm.. jak na razie tylko się rozpakowałam. Muszę jeszcze porozkładać zdjęcia, książki, płyty. Jutro powinny przyjść moje gitary. - powiedziałam.
- Grasz?
- Tak, już od jakiś 10 lat.
- Ja też. - powiedział i się do mnie uśmiechnął. Byłam zdziwiona. Nie podejrzewałam, że on mógłby grać.
- Serio? To super.
- Jakiej muzyki słuchasz? - spytał.
- Rocka. Uwielbiam go.
- Naprawdę? Nie spodziewałem się tego. - był równie zaskoczony jak ja. Nigdy bym nie przypuszczała, że moja mama mogłaby się związać z takim fajnym facetem. - Tu niedaleko jest taki fajny sklep ze starymi płytami, instrumentami. Może chciałabyś do niego pójść?
- Jeszcze się pytasz? No jasne, że tak. - nawet nie zauważyłam kiedy mama weszła do kuchni. Stała kilka metrów od nas i się uśmiechała.
- Cieszę się, że się dogadujecie. - powiedziała cała szczęśliwa. - Camille jesteś może głodna? James zrobił zapiekankę.
- Umieram z głodu. - powiedziałam. Mama przełożyła trochę zapiekanki do talerza i podgrzała go w mikrofalówce. Kilka minut później było już gotowe.
- Dziękuje. - powiedziałam do mamy odbierając talerz. Usiadłam z powrotem na swoje miejsce i zaczęłam jeść. O mój Boże! To jest przepyszne.
- Chyba zostanę tu do końca życia. - powiedziałam do nich. Zauważyłam, że James jest szczęśliwy, że mi smakuje. Mam nadzieje, że on gotuje codziennie.
- Jakby co to będziemy w salonie. Jak chcesz to do nas dołącz. - powiedziała mama.
- Ok.
Kiedy skończyłam jeść podeszłam do lodówki i wyciągnęłam butelkę wody. Miałam ochotę iść spać, ale nie chciałam robić im przykrości więc poszłam do salonu. Usiadłam obok mamy.
- I jak podoba ci się pokój? - spytała.
- Jest świetny, idealnie trafiliście w moje gusta. - odpowiedziałam.
- Za miesiąc zaczyna się szkoła. Chcesz chodzić do tej samej co Cameron? - spytała się.
- Tak! Szkoła jest daleko?
- Nie. 10 minut od domu na pieszo. - do dobrze. W NY nienawidziłam jeździć metrem. Zawsze było mnóstwo ludzi.
- Masz jakieś plany na jutro? - spytał się James.
- Cameron mówił, że mam poznać jego przyjaciół. Do tego muszę jeszcze dokończyć urządzać pokój. - odpowiedziałam.
- Cameron ma świetnych przyjaciół, na pewno się z nimi dogadasz. - powiedział.
- Też mam taką nadzieje. Mmmm... Pójdę już do siebie. Jestem wykończona.
- Jasne, rozumiemy. Do jutra. - powiedział James.
- Dobranoc. - pożegnałam się i poszłam do siebie.
W jednej z walizek znalazłam mojego laptopa, wzięłam go i usiadłam na łóżku. Weszłam na skejpa i zobaczyłam czy moja najlepsza przyjaciółka jest dostępna. Akurat była więc do niej zadzwoniłam.
- Siema Cam! - krzyknęła na przywitanie Lisa.
- No hej!
- I jak poznałaś już ich? - to tak. Mogłam się domyślić, że się o to zapyta. Lisa wprost ubóstwia kolegów mojego brata i jego.
- Jeszcze nie. Jutro ich poznam.
- Wieczorem masz do mnie zadzwonić i powiedzieć wszystko co się działo.
- Jasne. Dobra dosyć o mnie. Opowiadaj co u was.
- Nic ciekawego. Tylko Jake ciągle o ciebie wypytuje.
- To znaczy?
- Pyta się gdzie jesteś, dlaczego wyjechałaś, dlaczego się nie pożegnałaś i tak dalej. On chyba nie ogarnia, że ty nie chcesz z nim być. Uważa się za tak przystojnego i wspaniałego, że nie przyjmuje negatywnych informacji.
Boże... Jake to mój kumpel ze szkoły. Od roku za mną łaził i chciał się ze mną umówić. Ja się nie zgadzałam, nie podoba mi się a ni nic. Ale on tego nie rozumie. Jego duma została urażona i strasznie nalegał na to żebym się z nim umówiła.
- Powiedz mu, że się przeprowadziłam i żeby dał mi spokój.
- Powiedział, że zadzwoni do ciebie jutro, więc mu wszystko powiesz.
- Super, za pewnie zadzwoni jak będę jutro siedziała z kumplami Camerona. A potem oni będą robić mi przesłuchanie na czele z Cameronem.
- No to kiepsko. Przemów do rozumu Jake'owi bo ja już nie daje rady. Od samego rana do mnie wydzwania.
- Przepraszam cię, jutro z nim pogadam i może w końcu da sobie spokój.
- Nie masz za co przepraszać. To nie twoja wina, że za tobą łazi.
- Dobra Lisa, jestem strasznie zmęczona, więc zadzwonię do ciebie jutro.
- Ok. Powodzenia z chłopakami.
- Dzięki. Pa, kocham cię.
- Ja ciebie też, pa.
Wyłączyłam laptopa i położyłam się spać. Trudno, że jest dopiero 21, chociaż się porządnie wyśpię.

*********************************************************************************
.........Jestem z siebie w miarę zadowolona. Mam nadzieje, że wam się podoba i że ktoś w ogóle tu wchodzi. Czekam na choćby jeden komentarz. - Ola ;)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz