Dom Dallas'ów, Raleigh, USA
Około 7 się przebudziłam. Chciałam się przekręcić na drugi bok, ale uderzyłam w coś twardego. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Nasha. Zapomniałam, że on tu był. Miał lekko rozchylone usta i lekko się uśmiechał przez sen. Wyglądał strasznie słodko.
Ułożyłam się na przeciwko Nasha. Nie wiem czy Nash zrobił to z przyzwyczajenia czy coś, ale przyciągnął mnie do siebie tak, że pomiędzy nami nie było żadnej luki. Oczy same zaczęły mi się zamykać. Po chwili już spałam.
- Obudzić ich? - spytał się jakiś głos. Nie miałam pojęcia kto to był.
- Nie wiem, wyglądają tak słodko razem. - Otworzyłam powoli oczy i zauważyłam, że nad nami stoją chłopaki. Każdy się uśmiechał, ale najbardziej Cameron.
- Co się tak szczerzysz? - spytałam Camerona.
- Tak jakoś. - bardzo wyczerpująca odpowiedź. Oni wszyscy ciągle się uśmiechali. Co tu się dzieje?!
- Ktoś może mi powiedzieć o co wam chodzi?
- Nam o nic nie chodzi. Po prostu ładnie razem wyglądaliście jak spaliście. - powiedział Jack J. - Zrobiłem wam nawet zdjęcie. - podał mi swój telefon z włączonym zdjęciem. Nie powiem wyglądało słodko. Stykaliśmy się całym ciałem, a ja miałam głowę w zagłębiu jego szyi. Oddałam mu telefon.
- Możecie już iść, bo ja idę jeszcze spać. - powiedziałam do nich i znowu się położyłam. Dziwne, że Nash ciągle śpi, ja bym się już dawno obudziła.
- Nie idziesz już spać. Jest już 13, chłopaki byli już u siebie w domu, przebrali się i wrócili. Idziemy na kręgle, więc lepiej się szykuj. O 15 masz być gotowa. - powiedział Cameron. Kiedy już prawie wszyscy wyszli Cameron krzyknął - I obudź swojego chłopaka!
TO NIE JEST MÓJ CHŁOPAK!!! Później policzę się z Cameronem.
Odwróciłam się do Nasha, który ciągle spał.
- Nash... Obudź się. Musisz wstać. - Nic. Ma strasznie mocny sen. Zaczęłam nim lekko potrząsać, aż w końcu otworzył oczy.
- Co się stało? - spytał zaspanym głosem.
- Jest już 13. Musimy wstać.
- Nie chcę mi się... Wole tu zostać. Z tobą. - powiedział i przyciągnął mnie do siebie.
- Nie tym razem Grier. Chłopaki powiedzieli, że idziemy na kręgle. Za dwie godziny mamy być gotowi. - Udało mi się jakoś wydostać z uścisku Nasha. Poszłam do garderoby i wzięłam coś do ubrania. Skierowałam się do łazienki. Zamknęłam drzwi, wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. Po prysznicu ubrałam się i wysuszyłam włosy, umalowałam się i zakręciłam włosy. Spojrzałam na zegarek. 14 30. Dzisiaj trochę dłużej mi się zeszło, ale było warto. Moim zdaniem wyglądałam świetnie. Wyszłam z łazienki, wzięłam telefon i poszłam do kuchni coś zjeść. Zrobiłam sobie kilka kanapek i nalałam sobie do szklanki trochę soku pomarańczowego. Kiedy byłam w połowie jedzenia usłyszałam jak Cameron coś do mnie krzyczy.
- Camille! Twoje rzeczy przyjechały! - kiedy to usłyszałam od razu ruszyłam do drzwi. Moje gitary!
- Dzień dobry. - powiedziałam do panów, którzy przynieśli moje rzeczy. Poprosiłam ich żeby wszystko wnieśli do mojego pokoju.
Kiedy wyszli chciałam to wszystko ogarnąć, ale chłopaki mi nie pozwolili. Wyszliśmy z domu i czekaliśmy na Nasha, który jeszcze nie wrócił ze swojego domu. Po 10 minutach czekania Nash do nas dołączył.
- W końcu stary, myślałem, że już nie przyjdziesz. - powiedział Carter. Wszyscy weszliśmy do vana i ruszyliśmy do kręgielni. Obok mnie jak zwykle usiadł Nash. Zaczęliśmy gadać o mało istotnych rzeczach. Nawet nie zauważyłam jak dotarliśmy na miejsce. Wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy do środka.
- Tak w ogóle to ślicznie wyglądasz. - powiedział Nash. Niby to nic takiego. Tylko kilka słów, ale od razu ma się uśmiech na twarzy.
- Dziękuje. - powiedziałam i weszłam do środka.
Podzieliliśmy się na dwie grupy. Było nas 11, więc było nie równo. Ja byłam z Cameronem, Jack' em J, Jack'em G, Taylor'em i Aaron'em. A w drugiej byli Matthew, Carter, Shawn, Hayes i Nash.
Chłopaki myśleli, że nie umiem za bardzo grać w kręgle, byli w wielkim błędzie. Zawsze jak chodziłam ze znajomymi na kręgle to zawsze wygrywałam. Zawsze. Tata nauczył mnie pewnej taktyki, dzięki której zawsze trafia się wszystkie kręgle.
- To kto pierwszy ? - spytał się Aaron.
- Panie przodem. - powiedział Taylor. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Chcą mieć mnie już z głowy i zacząć grać. No to się zdziwią.
Wzięłam czarną kulę. Czułam, że wszyscy czekają aż rzucę. Przymierzyłam się do do rzutu. Spojrzałam się na kręgle i rzuciłam kulę. Wszystko zbite. Całe 10 kręgli. Odwróciłam się do chłopaków. Byli w szoku. Przybiłam piątkę z moim bratem i usiadłam na swoim miejscu.
Po pierwszej kolejce drużyna w której byłam wygrywała już 10 punktami. Znowu była moja kolej. Znowu 10 kręgli zbitych. Chłopaki z przeciwnej drużyny złapali się za głowy.
- Jak ty to robisz? - spytał się Nash.
- Lata praktyki. - odpowiedziałam i wróciłam do swojej drużyny. W reszcie kolejek też zbiłam 10 kręgli. Reszta osób z mojej drużyny też grała bardzo dobrze. Nasi przeciwnicy też grali dobrze, ale zawsze byliśmy krok przed nimi.
Po godzinie gra zakończyła się zwycięstwem mojej drużyny. Przeciwna drużyna nie mogła się z tym pogodzić.
- To niesprawiedliwe! Mieliście więcej osób w drużynie.
- Jak zaczynaliśmy to jakoś wam to nie przeszkadzało. - powiedział Cameron.
- Ale wtedy nie wiedzieliśmy, że Camille umie tak grać. - powiedział Shawn. Zaskoczyłam wszystkich. Miałam ubaw z tego jak się kłócili. I do tego jeszcze o mnie.
Zabraliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy z kręgielni.
- Idziemy coś zjeść? - spytał się Matthew.
- Ok. - wszyscy się zgodzili. Oprócz mnie.
- Ja nie idę. - powiedziałam do chłopaków. Spojrzeli po sobie i nie wiedzieli o co chodzi.
- Muszę w końcu uporządkować swoje rzeczy, zadzwonić do znajomych. Ogólnie potrzebuje troszkę czasu dla siebie. - nie jestem aż tak bardzo towarzyska. Bardzo lubię poznawać nowych ludzi, spotykać się ze znajomymi, chodzić na imprezy. Ale potrzebuje czasami trochę posiedzieć sama ze sobą.
- Na pewno? - Cameron jak zawsze musiał podważać to co powiedziałam.
- Tak. - pożegnałam się z każdym buziakiem w policzek i kiedy już chciałam iść usłyszałam jak Nash mnie woła.
- Wiesz jak dojść do domu? - spytał się.
- Wezmę taksówkę. - odpowiedziałam.
- Nieee. Odprowadzę Cię.- zakomunikował mi. Powiedział chłopakom, że nie idzie z nimi i dołączył do mnie.
- W takim razie prowadź. - powiedziałam. On jak zwykle pokazał mi swoje uzębienie i objął mnie w pasie. Nie przeszkadza mi to, ale mógłby troszkę przystopować. Nash wykorzystuje każdą sytuację, żeby mnie przytulić. Trochę mnie to przeraża, ale najwyraźniej Nash jest bardzo otwarty.
- Mmmm przed rozpoczęciem roku szkolnego jest impreza u Jacka G. Przyjdziesz? - spytał mnie kiedy staliśmy obok mojego domu.
- Jak mnie zaprosi to na pewno.
- Już cię zaprosił. Powiedział Cameron'owi żeby ci przekazał, ale najwyraźniej jeszcze tego nie zrobił. Ale na pewno będzie świetnie. Jack zawsze robi świetne imprezy, z pół szkoły się do niego zejdzie. - Pół szkoły?! To ile ich tam jest? - Czyli ze 150 do 200 osób.
Wow. Sporo, mam nadzieje, że nie będzie tam ciasno.
- Dobra ja będę lecieć już. Dzięki, że mnie odprowadziłeś. - powiedziałam do niego i go przytuliłam. On objął mnie w pasie i położył głowę na mojej.
- Nie ma sprawy. - odsunęłam się od niego i się uśmiechnęłam.
- To do zobaczenia.
- Tak, cześć.
Ruszyłam w stronę drzwi, otworzyłam je, ale za nim weszłam odwróciłam się jeszcze w stronę Nasha. Ciągle tam stał więc mu pomachałam, on mi odmachał z uśmiechem. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Weszłam po schodach na górę i weszłam do swojego pokoju. Przebrałam się szybko w krótkie spodenki dresowe i zwykłą białą koszulkę. Spięłam włosy w tzw. artystyczny nieład i zaczęłam rozpakowywać rzeczy z pudełek. Znalazłam jeden z albumów fotograficznych. Otworzyłam go i zobaczyłam moje zdjęcie z moich chyba 7 urodzin. Poznałam kilka twarzy. Lisa, Michael, Julie. Moi najlepsi przyjaciele. Zrobiło mi się trochę smutno. To jest niestety gorsza strona przeprowadzki tutaj. Musiałam zostawić ludzi z którymi znałam się od 10 lat. Z którymi przeżyłam przygód, imprez, tyle wspaniałych chwil. Muszę do nich zadzwonić dzisiaj. Wszystkie rzeczy zaczęłam odkładać na swoje miejsce. Po jakiejś godzinie prawie skończyłam. Zostały mi jeszcze moje gitary. 3 gitary, 1 ukulele i bandżo. Tak gram na bandżo. Każdy się dziwi jak mówię, że gram na bandżo. Nie wiem dlaczego. To taki fajny instrument.
Po skończonych porządkach rzuciłam się na łóżko z laptopem w ręce. Szybko weszłam na skejpa i zadzwoniłam do Michael'a który był dostępny.
Po chwili zobaczyłam blond czuprynę i szczęśliwego Michael'a.
- No cześć Camille! I jak w Raleigh? Opowiadaj.
- Jest świetnie. Pierwszego dnia...
*********************************************************************************
No i jest 5! Bardzo dziękuje za komentarz. Jeden, ale jest. Rozdział średnio mi się podoba, ale jest. Zapraszam do czytania i komentowania! - Ola
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz