sobota, 5 lipca 2014

Rozdział 7


Kino, Centrum Handlowe, Raleigh, USA

  Następnym razem przypomnijcie mi żebym  nie wychodziła nigdzie z Nash'em.  Już pół godziny siedzę na ławce w centrum handlowym i czekam na niego. Na moje nie szczęście jego fanki go poznały. Wiedziałam, że Nash i reszta jest popularna, ale nie wiedziałam, że są traktowani jak gwiazdy pokroju Beyonce.
Myślałam, że miło spędzimy czas, pogadamy trochę, ale jak na razie to on się dobrze bawi a nie ja. Nie mogłam już patrzeć jak Nash śmieje się, uśmiecha, przytula te wszystkie napalone dziewczyny. One się na niego rzucały, dotykały wszędzie gdzie się dało. To zaczynało być już nawet odrażające.
Postanowiłam, że poczekam na niego jeszcze 10 minut, jak sobie nie przypomni, że tu jestem to wracam do domu. Włożyłam sobie słuchawki do uszu i puściłam Guns N Roses. Spojrzałam na Nasha, on na mnie też. Uśmiechnął się przepraszająco i zaczął pozować do kolejnego zdjęcia. 5 minut. Wydawało mi się, że liczba jego fanek wzrastała a nie malała. Równo po 10 minutach wstałam z ławki i ruszyłam w stronę wyjścia. Zawiodłam się na nim. Najpierw prosi mnie żebym z nim poszła do kina a później mnie olewa. Wiem, że chcę uszczęśliwić każdego ze swoich fanów, więc daje każdemu swój autograf i robi sobie zdjęcie z każdą osobą, ale sorry bardzo, ale nie będę na niego czekać aż tyle. Już byłam przy wyjściu kiedy usłyszałam jak Nash mnie woła. Zatrzymałam się i odwróciłam się w jego stronę.
- Camille.... Ja cię strasznie przepraszam. Nie wiedziałem, że będzie ich tak dużo. Myślałem, że spędzę z nimi kilka minut i wrócę do ciebie. Przepraszam cię jeszcze raz, tylko proszę nie zostawiaj mnie. - spojrzał się na mnie tymi swoimi oczami i czekał na to co powiem. Nie wiedziałam co mam robić. Z jednej strony byłam trochę na niego wkurzona, ale z drugiej to nie jego wina, że tyle fanów się przypałętało.
- Dobra chodź do tego kina bo jeszcze go zamkną. - powiedziałam, Nash zaczął się uśmiechać i mnie przytulił.
- Dziękuje! Idziemy prosto do kina. Żadna fanka mnie nie zatrzyma. - obiecał, wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić do kina. Po chwili staliśmy pod kinem.

 - Może ten? - spytał się Nash pokazując na plakat filmu. Stałam tu już 15 minut i nie wiedziałam który film wybrać. Horror odpada w przedbiegach , komedia też. Nie lubię ich za bardzo
- Nie. - spojrzałam jeszcze raz po plakatach i jeden zwrócił moją uwagę. "Czarownica". To może być całkiem interesujące. Stałam przed tym plakatem i nawet nie zauważyłam kiedy Nash podszedł do kasy i kupił bilety.
- Idziemy? - kiwnęłam głową i zaczęliśmy się kierować w stronę sali. Po drodze Nash kupił jeszcze jeden duży popcorn i jedną dużą cole. Weszliśmy do sali, gdzie zaraz miał zacząć się film. Usiedliśmy na swoich miejscach i czekaliśmy aż film się zacznie.
- Pamiętasz, że impreza u Jacka jest za dwa dni? - kurde.  Zapomniałam.
- Phhh... Jasne, że pamiętam. - powiedziałam i zaczęłam się uśmiechać do Nasha. On się nie dał nabrać.
- No to teraz już wiesz.
- A co do stroju to są jakieś wymagania? Nie wiem jak wyglądają u was imprezy.
- Dziewczyny raczej się stroją. No wiesz sukienki, 15 cm szpilki itd. Ale jak chcesz założyć spodnie to się nic nie stanie. - odetchnęłam z ulgą. Nienawidzę wysokich szpilek. Ale lubię lity. Nie wiem kto wymyślił te buty, ale są wspaniałe. - Ale wiesz jesteś nowa, więc powinnaś wyglądać tak, żeby każdemu szczęka opadła.
A było tak wspaniale. Już widziałam moje czarne vansy na moich nogach podczas piątkowej imprezy. Nie lubię za bardzo zwracać na siebie uwagi. A teraz musiałam ubrać się tak jak to powiedział Nash, żeby każdemu szczęka opadła. Po co ja tam w ogóle idę? Za pewnie chłopaki poznają mnie z kilkoma osobami i sobie pójdą a ja zostanę sama. Super. Może jakoś się wykręcę z tej całej imprezy. Musi być jakiś sposób.
Ale pomyśle o tym później bo film się właśnie zaczął.

Nienawidzę kiedy ktoś mnie rozprasza kiedy oglądam film.Nienawidzę. Ale są najwyraźniej ludzie, którzy tego nie rozumieli. Tak dokładniej to Nash tego nie rozumiał. Po 15 minutach zakomunikował mi, że film mu się nie podoba i zaczął rzucać w nieznajomych ludzi popcornem i kiedy się odwracali w jego kierunku chował się pod moim ramieniem. Musiało wyglądać to trochę komicznie. W końcu on jest większy ode mnie.  Po jakimś czasie znudziło mu się męczenie obcych i  za cel obrał sobie mnie. Po nie długiej chwili we włosach miałam pełno kukurydzianego przysmaku. Dobrze, że nie próbował coli jako swojej broni.
- Mógłbyś się uspokoić? - spytałam spokojnie. Jeszcze.
- Nudzi mi się... - powiedział i przy tym ziewnął. - Ten film jest nudny, strasznie nudny.
- To nie jest powód do tego żeby rzucać w obcych i we mnie popcornem. Masz się w tej chwili uspokoić. Jak tego nie zrobisz to już nigdy nigdzie z tobą nie wyjdę. - szantaż to moja ostatnia deska ratunku. Jak to nie podziała to nic już mi nie pomoże. Ale chyba pomogło bo Nash prawie od razu się uspokoił. Usiadł prosto i był wpatrzony w ekran. W końcu.
Do końca filmu Nash już nikomu nie przeszkadzał. Nie wiem dlaczego filmu mu się nie podobał. Był świetny a Angelina Jolie jak zwykle zagrała genialnie.
Po seansie wyszliśmy z kina i ruszyliśmy do schodów.
- To co teraz robimy ? - spytał, ale nie usłyszał ode mnie odpowiedzi. Zamurowało mnie. To było takie uczucie jakbym wygrała milion dolarów w totka.  Zobaczyłam na wystawie cudowne, przepiękne  lity. Czarne, lekko błyszczące. Od razu weszłam do środka i znalazłam buty w moim rozmiarze. - Wszystko ok?
- Tak, jest świetnie. - powiedziałam zdejmując moje buty i wkładając lity. Obejrzałam się w lustrze. Nash stał obok mnie. Byłam teraz od niego minimalnie wyższa. - I jak? Są ok?
- Są ładne, ale nie zabijesz się na nich?
- Na nich? Coś ty. Mam cztery pary takich butów tylko w innych kolorach. Jeszcze nigdy się nie wywaliłam ani się nie potknęłam.
- Po co ci kilka takich samych par butów? - faceci. Nigdy tego nie zrozumieją.
- Bo są ładne? Zresztą np.  miętowe nie pasują do wszystkiego, więc to chyba normalne, że mam kilka par, żeby zawsze któreś mi pasowały. - nadal nie ogarniał. Stał ze zdziwioną miną i nie wiedział co powiedzieć. Faceci. Przewróciłam oczami i zdjęłam buty. Szybko założyłam swoje buty i poszłam do kasy. Zapłaciłam za nie i razem z nowymi butami i Nashem wyszłam ze sklepu. - To co teraz?
- Jestem głodny. KFC?
- Ok.
- Jesteś jeszcze zła?
- Nie... Rozumiem, że jesteś popularny i po prostu tak wygląda twoje życie. - odpowiedziałam.
- Cieszę się, że mnie rozumiesz. To jest dla mnie bardzo ważne. - uśmiechnęłam się do niego i weszliśmy do KFC. Zamówiliśmy jedzenie i udaliśmy się do stolika. Usiedliśmy na przeciwko siebie i wzięliśmy się za jedzenie.
Czułam się trochę nieswojo. W restauracji było sporo młodych ludzi, którzy rozpoznali Nasha. Ciągle się na nas gapili, gadali coś do siebie i o zgrozo robili zdjęcia.
- Nie przejmuj się nimi. Jak zobaczą, że nie zwracamy na nich uwagi to dadzą sobie spokój. - Nash chciał mnie uspokoić, ale nie wiele to dało. Jak już kiedyś mówiłam nie lubię być w centrum uwagi. Najchętniej bym się gdzieś schowała. Mam nadzieje, że te zdjęcia nie trafią do internetu. A jeśli już jakieś będzie to mam nadzieje, że nie będę miała jakieś pojebanej miny czy coś.
Szybko zjadłam to co miałam i czekałam na Nasha.
- Wiesz, że będziemy razem w jednej klasie? - spytałam się go.
- Serio? Ale fajnie. Jesteś dobra z matmy?
- Tak. W starej szkole miałam same 5. A co?
- Siedzisz ze mną na matmie. Nie przyjmuje sprzeciwu. - hahaha.
- Jasne, już lecę.
- No weź..- zrobił minę ala' kot ze Shreka.
- Nie rób tak. To niesprawiedliwe, że jak spojrzysz się na kogoś tymi oczami to ta osoba ci od razu ulega. Ja tak nie umiem.
- Nie prawda. Jak coś ode mnie chcesz i się uśmiechniesz to zgadzam się na wszystko. Zgodziłbym się nawet na kary cielesne byle by widzieć twój uśmiech. - bałam się, że zaraz na moich policzkach pojawi się róż, ale niestety się pojawił. Nash to zauważył. Niestety. - Ooooo...Wyglądasz ślicznie kiedy się rumienisz.
- Skończyłeś już jeść? - próbowałam jakoś odwrócić temat.
- Nie odwracaj kota ogonem, kotku.To jak usiądziesz ze mną?
-  Nie. Mów. Tak. Do. Mnie. - wysyczałam przez zęby. Nie lubiłam jak ktoś się tak do mnie zwracał. Od razu w pamięci pojawiał mi się Jake. On tak zawsze do mnie mówił. Myślał, że to jest fajne.
- Dobra już nie będę. - podniósł ręce w geście obrony. - To jak usiądziesz ze mną?
- Tak. Możemy już iść? - spytałam go. On zaczął się śmiać i wstał. Ja również wstałam.
Ruszyliśmy do wyjścia. Nash w pewnym momencie złączył nasze palce. Spojrzałam się na niego, a on jak zwykle zaczął się szczerzyć. Wywróciłam oczami i ruszyłam do wyjścia.
Ku mojemu zdziwieniu nie padało. A nawet trochę słońca wyszło.
- Przejdziemy się? - spytał Nash.
- Jasne.

 Perspektywa Nasha


Mam taką ochotę ją pocałować, że nawet nie macie pojęcia. Jak ją widzę to aż serce rośnie. Boże, jak ona na mnie działa. Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś takiego. Reszta dziewczyn albo się do mnie przystawia albo ucieka. Kompletnie tego nie rozumiem. A ona jest inna. Nie zabiega o moje towarzystwo i to mi się podoba. Wydaje się jakby w ogóle nie przejmowała się tym kim jestem. Wiem jak to brzmi, ale nie uważam siebie za kogoś super.
- Mogę zrobić ci zdjęcie? - nie wiem dlaczego się o to zapytałem. Tak jakoś mi się powiedziało. Camille była chyba tym trochę zaskoczona.
- Po co?
- Mmm Bo nie mam twojego zdjęcia do kontaktów.
- Możesz wziąć któreś z tych które robiliśmy tydzień temu. - uparta jest. Lubię takie. Hahaha. Boże co ja gadam.
- Chcę żebyś była na nim sama a nie ze mną.
- Dobra, ale szybko. Nie przepadam za robieniem zdjęć.
- Dlaczego?
- Bo na nich brzydko wychodzę. - hahaha. To było dobre.
- Ty wychodzisz brzydko na zdjęciach? Chyba cię coś pojebało.
- No chyba ciebie. - czy ona musi być taka uparta?
- Dobra, robimy te zdjęcia?
- Tak. - wyjąłem szybko telefon i włączyłem aparat. Camille spojrzała się w obiektyw i zaczęliśmy sesję. - Uśmiechnij się.   Teraz stań trochę z lewej strony.   Weź trochę głowę wyżej. 
- Zaraz cię strzele. Mam już tego dość. Kończ to. - zasłoniła ręką obiektyw i nie pozwoliła mi już dalej robić jej zdjęć.
- Mogłabyś być trochę bardziej cierpliwa.
- Nie lubię jak ktoś daje mi rozkazy. - odpowiedziała patrząc w niebo. - Chyba będzie padać.
Miała rację. Zrobiło się ciemno i pochmurno. Szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę domu Camille. Postanowiliśmy, że pójdziemy do niej. Raczej ona postanowiła, ale przemilczę to.
Po kilku minutach szybkiego marszu dotarliśmy pod jej dom. Camille otworzyła drzwi i weszliśmy do środka.


  Perspektywa Camille


 Było już po 17 a w domu nie było żywej duszy. Sprawdziłam cały dom, ale nikogo nie było.
- Jesteśmy sami. - powiedziałam wchodząc do kuchni w której był Nash.
- Sami powiadasz... - powiedział Nash podchodząc do mnie. Zaczął ruszać śmiesznie brwiami. - Wiesz co to oznacza ?
- Oświeć mnie. - Nash stał blisko mnie. Za blisko.
- Gorąca czekolada!!! - Co? Spodziewałam się, że powie coś w stylu "chodźmy na górę" czy coś w tym stylu. Nash jest kompletnie nieprzewidywalny. Kiedy już myślisz, że wiesz co zrobi albo powie to on robi coś kompletnie innego.
- Nie wiem czy jest. Sprawdź.



*********************************************************************************

Jest siódemka! Myślę, że wyszło ok. Piszcie w komentarzach co sądzicie o opowiadaniu, bo nie wiem czy jest sens to dalej ciągnąć. - Ola

1 komentarz: